AKT VIII
"Wyjazd do Werony"
Ostatnia sobota była jakby to powiedzieć, ostatnim naprawdę ciekawym dniem podczas naszego pobytu tutaj. Pojechaliśmy bowiem do Werony, zwanej również drugim Rzymem. Tradycyjnie spędziliśmy w pociągu 2 godziny zanim dotarliśmy do tego pięknego miasta. Krótki spacerek po obrzeżach miasta i naszym oczom ukazała się piękna brama. Wywierała naprawdę spore wrażenie. 10 minut drogi pieszo i dotarliśmy do restauracji. nie zdziwiło nas to, gdyż była ok. 12.30 a zwiedzanie miasta na pusty żołądek to jak pisanie sprawdzianu z polskiego mając dysortografię. Zaskoczył nas jednak sam posiłek, gdyż dostaliśmy.... Pizze. Każdy zamówił jaką chciał i muszę przyznać, że pizza "salamino picante" była naprawdę pyszna, mmmmm... palce lizać.
Skoro obowiązki były już za nami, mogliśmy zabrać się za dodatkowe czynności czyli: zwiedzanie. Spotkaliśmy się z przewodniczką przed wejściem do restauracji, dostaliśmy odbiorniki, słuchawki i mogliśmy zacząć naszą przygodę. Pani zaprowadziła nas do domu zamożnych mieszkańców tego miasta, którzy rządzili nim, mimo iż nie pochodzili z szlacheckiego rodu. Można by ich nawet nazwać psią rodziną, nic więcej wam jednak o nich nie powiem, niech ciekawscy sobie oszukają coś na własną rękę. Odwiedziliśmy dom słynnego Romea, by po chwili zawitać w progach domu pięknej Julii. Na "rynku" między budynkami należącymi do jej rodziny stała figura obrazująca nikogo innego jak ową Julię. Podobno ten, kto chwyci i potrzyma ją za pierś będzie miał niesamowite szczęście w miłości. Oddaliliśmy się od nieszczęśliwie zakochanych i udaliśmy się na zrekonstruowany most (oryginalny został zniszczony przez Niemców w Drugiej Wojnie Światowej) i tam zaparło nam dech w piersiach. Takich widoków, takiego krajobrazu jaki tam się ukazał nie widzieliśmy jeszcze nigdy w życiu. Coś wspaniałego, dodatkowo mgła dodawała wrażenie tajemniczości temu miejscu. Mógłbym tam stać godzinami i wpatrywać się w odległe wzgórza.
Ostatnim punktem naszej wycieczki była arena, potocznie i niewłaściwie nazywana koloseum. Jedna z niewielu oryginalnych zachowanych na terenie Włoch. W czasach swej świetności mogła pomieścić aż 50 tys. osób. Okazało się również, że wbrew powszechnemu przekonaniu, gladiator walczył na takiej arenie tylko ok 4-7 razy w przeciągu swojego życia, a walki gladiatorskie odbywały się średnio raz na pół roku. Następnym punktem naszego pobytu w tej miejscowości był czas na kupowanie pamiątek. Dostaliśmy 45 minut czasu wolnego i każdy wykorzystał go najlepiej jak potrafił. Następnie powrót do Reggio Emilii, ale tym razem droga trwała pół godziny dłużej, wszystko przez opóźnienia. Zaraz po przyjeździe udaliśmy się na kolację, zjedliśmy ją i wróciliśmy do apartamentu. Tak oto minął nam cały dzień. Jak już wspomniałem, to był ostatni bardziej ciekawy dzień naszego wyjazdu.
Tym razem serdecznie pozdrawiamy wszystkie osoby uczęszczające do naszej szkoły: uczące się, jak i nauczające. Życzymy zdrowia i pomyślności.