wtorek, 14 stycznia 2020


Na wstępie chcieliśmy przeprosić za brak wczorajszego wpisu. Jest to spowodowane problemami technicznymi. Zażegnaliśmy je i wracamy do publikowania wpisów.

Akt II:
"Pierwszy dzień pracy"

Wszystko niby normalnie i w porządku, ale świadomość przymusu pójścia do pracy z samego rana rzeczywiście wysysa z człowieka wszystkie siły życiowe. Już nigdy nie będę narzekał na szkołę ;-).
Dzień jednak rozpoczął się bardzo pozytywnie. O 7.30 wbiła nam do pokoju koleżanka mówiąc:
- Nie chciałam budzić dziewczyn.
Na odpowiedź , że mogła spokojnie spać jeszcze 30 minut dłużej usłyszeliśmy to samo zdanie co na początku. Jak widać nie tylko my byliśmy zaspani. Moja kurtka została użyta jako kołdra tylko po to, aby po 5 minutach zostać rzuconą  na krzesło a jej ,,użytkowniczka" wróciła do swojego pokoju, mówiąc, że koleżanki można już obudzić. Ciekawe czy jutro sytuacja się powtórzy. 

Po utraceniu gościa zjedliśmy szybkie śniadanie, ogarnęliśmy się (poranna toaleta), ubrali i wybyliśmy na spotkanie nowej przygody. Droga ponad 60 km do Bolonii brzmi interesująco a robi się jeszcze ciekawiej gdy musimy tam dotrzeć sami... Bez żadnej opieki. Wyszliśmy z apartamentu o 8.10 by  trafić na dworzec i odjechać o 8.44. Stres  udzielał się wszystkim, co chwila padały pytania czy to na pewno ten pociąg i jak rozróżnimy na którym peronie wysiadamy. Udało nam się na szczęście zorientować, że za każdym razem maszynista podawał nazwę stacji na której się zatrzymywaliśmy.

Po pierwszych trudnościach i niepewnościach od razu nastąpiły kolejne, otóż wyszliśmy z dworca w Bolonii w zupełnie innym miejscu, niż w dniu kiedy oprowadzała nas tutorka. Przez kilka minut próbowaliśmy odnaleźć się w terenie tylko po to, aby zauważyć,że wyszliśmy z bocznego skrzydła budynku. Przez to prawie spóźniliśmy się na autobus do naszego miejsca pracy. Jazda ta też okazała się bardziej emocjonująca niż  najtrudniejszy sprawdzian z matematyki. Wszystko przez to,że pewna pani wprowadziła to autobusu psa (owczarka niemieckiego). Zostawiła go samego bez opieki obok nas, aby zająć miejsce w drugiej części środka transportu. Nie pomagał nawet fakt, iż zwierzak miał założony kaganiec. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą zaraz po dotarciu do przystanku docelowego. Jak dla mnie, tyle wrażeń to wystarczająco na tydzień a nie na jeden dzień. Była dopiero godzina 9.45.   


Sklep meblowy w którym pracujemy znajduje się na przeciwko przystanku (po drugiej stronie ulicy), więc chociaż tutaj stres był nam podarowany. Przekroczyliśmy próg sklepu i od razu czekała na nas kolejna niespodzianka. Szefowa która miała nam wszystko wytłumaczyć i "wdrożyć" nas do pełnoprawnego działania w sklepie była... Nieobecna! Pragnę zauważyć, że tylko ona potrafiła biegle porozumiewać się w języku angielskim. Zostaliśmy zdani na łaskę translatora i  jako takie umiejętności jednej z pracownic (znajomość oczywiści angielskiego). Nie mieliśmy także szklenia wstępnego, tylko od razu zostaliśmy zaciągnięci do roboty.  Wszyscy chłopacy rozcinali puste, kartonowe pudełka i zanosili je na magazyn, podczas gdy dziewczyny pakowały ręczniki w foliowe opakowania. Wszyscy pracownicy myśleli, że te czynności starczą nam na całe 5h praktyk, lecz my mieliśmy inne plany. Po półtorej godziny podeszliśmy do naszej "głównodowodzącej" mówiąc, że skończyliśmy pracę. Jej reakcja była rozbrajająca. Wytrzeszczyła oczy, lekko otwarła usta i nie wiedziała co powiedzieć. Chwila zastanowienia wystarczyła na znalezienie nam nowego zajęcia. Musieliśmyyyyy... Szukać produktów bez plakietek, spisywać ich kody i owe plakietki drukować. To zajęcie wystarczyło nam zaledwie na 30 minut pracy. Po tym czasie dostaliśmy informację, że to wszystko na dziś i możemy wracać do Reggio Emilii. Tak wyglądały nasze praktyki. Trzy godziny pracy z zaplanowanych pięciu. To jednak nie jest takie złe jak się wydaje. Powrót był o  wiele spokojniejszy i wróciliśmy bez jakichkolwiek problemów (biegu na prawie odjeżdżający pociąg nie wliczam). 


Resztę dnia spędziliśmy w apartamencie. Tylko wieczorem poszliśmy na kolację i małe zakupy, aby móc zjeść śniadanie następnego dnia.

Tym razem pozdrawiamy bardzo serdecznie Panią Dyrektor i Pana Krzysztofa. 

Powodzenia w szkole życzą Łukasz i Bartek.
















.                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz