wtorek, 21 stycznia 2020

AKT  VI
Dzień w Bolonii i początek nowego tygodnia

Niedzielny ranek minął bez problemów. Mieliśmy wreszcie czas aby się wyspać. Ahhhhhhhh... Spanie do 10.00. Tak można żyć. Po wstaniu szybko się ogarnąć, zjeść i w drogę. Tego dnia troszkę mniejszy rozmach niż poprzednio. Tym razem przywitała nas Bolonia. Podróżujemy w tamtą stronę prawie codziennie więc uczucie było identyczne jak przy jeździe do pracy, w skrócie: SPAĆ....

Po dotarciu okazało się, że nie mamy przewodnika i to my (Bartek i ja) musimy oprowadzić całą grupę po atrakcjach tego jakże ślicznego miasta. Nie było tak źle jak się spodziewaliśmy. Prosta droga do placu z fontanną Neptuna i ta daam, pierwsza atrakcja zaliczona. Posąg robił wrażenie, był  majestatyczny i okazujący przepych baroku. Wręcz mówił do nas "to ja jestem panem tego miasta".

Zanim dotarliśmy do pobliskiej katedry, czekała nas mala niespodzianka, otóż zrobiliśmy sobie wszyscy grupowe zdjęcie z Myszką Mickey. Oczywiście we Włoszech nie ma nic za darmo, daliśmy mu mały, pieniężny podarek. Okazał się nie być wcale taki mały, gdyż Myszka złapała się na jego widok za głowę i zaczęła piszczeć z radości. Nie myślałem,ze aż tak się ucieszy.  Przez kolejne kilka minut próbowała zrozumieć co się właśnie stało. Pożegnaliśmy się z nią i poszliśmy we wcześniej ustalonym kierunku.

Katedra była śliczna. Stara, symetryczna, dumna i zbudowana  (podobno)  z odpadów i gruzów darowanych przez ludzi. Coś niesamowitego. Kolejne do podziwiania były słynne wieże Bolońskie. Kiedyś, za czasów świetności miasta było ich ok 200. Większość z nich została zbudowana na zlecenie znamienitych i bogatych ludzi którzy chcieli w ten sposób osławić swoje imię. Teraz jest ich (wież) tylko około 20. Szkoda. Najwyższa w mieście ma 492 schody. Nikomu nie chciało się tego sprawdzać. To był koniec zwiedzania. Nic więcej super ciekawego w Bolonii raczej nie ma. Dostaliśmy 2h czasu wolnego i każdy poszedł w swoją stronę.Wieczorem  czekała na nas niespodzianka. Nie poszliśmy do naszej restauracji na kolację, lecz panie zabrały nas do pizzeri prowadzonej przez polkę. To wspaniałe uczucie móc się wreszcie do kogoś odezwać w swoim ojczystym języku. Do kogoś kto nie jest Twoim kolegą ani opiekunem z erasmusa. Pizza była pyszna a i zastawa stołowa elegancka. Najlepsza kolacja jaką mieliśmy. Reszta wieczoru minęła spokojnie i bez żadnych komplikacji.

Następnego ranka przypomnieliśmy sobie jednak, że jesteśmy na praktykach a nie na wakacjach. Pobudka rano to była maskara. Chyba wszyscy byli niewyspani. Wróciła też poranna rutyna. Wstać, zjeść, pójść do pracy. Prawie jak tekst jednej z piosenek (pić, jeść, spać), nooooo... Prawie. Dzień w pracy minął na rozpakowywaniu nowej dostawy mebli i dekoracji domowych. Uwinęliśmy się z tym w miarę szybko i dostaliśmy kolejne zadanie. MMMMMM... Jak ja kocham odkurzanie sklepu. Normalnie miód na moje serce. Jakoś to przetrwaliśmy. Potem było tylko przyklejanie cen na nowy asortyment. Czas zleciał szybko i w mgnieniu oka znaleźliśmy się z powrotem w apartamencie.

Dzień dzisiejszy zaczął się dokładnie tak samo jak dzień poprzedni . Ta sama droga do pokonania, ten sam pociąg, nawet buty te same. Jednym słowem: nuda. W naszym zakładzie pracy/praktyk okazało się, że nie mają na za bardzo co dać do roboty. Skończyliśmy wszystkie ceny przyklejać na sklepie, poukładaliśmy wszystko ładnie na półkach i... nie mieliśmy co robić. Wysłano nas ostatecznie do magazynu gdzie znów przyklejaliśmy ceny. Powtórka z rozrywki. Zadanie to zajęło nam zbyt mało czasu i zostało półtorej godziny praktyk. Panie ulitowały się jednak nad nami i powiedziały, że skoro tak dobrze i szybko nam wszystko poszło to możemy iść do domu. Uwielbiam je heh. Dzień dobiegł spokojnie końca i nie możemy się już doczekać następnego poranka.

Pozdrawiamy serdecznie Panią bibliotekarkę, która zadbała o to, by czas wolny miło spłynął nam na lekturze.

Łukasz i Bartek                    

1 komentarz:

  1. Czytam z zapartym tchem, pozdrawiam Was gorąco i czekam na więcej. Wasza koordynator :*

    OdpowiedzUsuń